10/25/2015

R.I.P. it or ship it Tag

R.I.P. it or ship it!
Zapraszam na nowy TAG! O co chodzi? Zasady są proste - napisałam na kartkach 6 imion damskich i 6 męskich, po czym będę losować 2 imiona i decydować czy podobają mi się jako para (ship it) czy kompletnie do siebie nie pasują (rip it) Zaczynajmy! :)


10/18/2015

Unboxing październikowego Epikboxa!

Unboxing październikowego Epikboxa!

Zapraszam na unboxing/recenzję nowego Epikboxa, na którego z takim utęsknieniem czekałam!



Na poczatku rzucił mi się w oczy kubek zapakowany a\w folię bąbelkową z napisem "Professional Bookworm", w którym do reszty sięzakochałam! Jest po prostu przecudny i już stał się moim ulubionym! ^^

Twórcy Epikboxa zatroszczyli się też o to,co w tym kubku będziemy pic i dorzucili herbatę. W moim przypadku jest to "Czerwony Smok" :)




Kolejną rzeczą są ołówki z napisem "I love books". Ołówków nigdy za wiele także bardzo się z nich cieszę!


A gdzie będziemy nimi pisać? I tu z pomocą przychodzi nam notesik "moje mini recenzje". Moim zdaniem to świetny pomysł na zapisanie swoich złotych myśli odnośnie książki, gdy nie mamy w pobliżu telefonu. Tym bardziej, że nie jest to zwykły notes, a w środku znajdują się kategorie, ilośc punktów itd. Cudo!


Mamy jeszcze 2 bookgeekowy zakładki i voucher na zakupy w Epikboxowym sklepie :D



No i punkt kulminacyjny całego boxa, czyli książka.Miałam ogromną nadzieję, że będzie to właśnie "Restart", więc baaardzo się cieszę i nie mogę się doczekać lektury ^^


Podsumowując:
Epikbox to świetny pomysł i świetne wykonanie! Październikowa edycja bardzo mi się podobała i już nie mogę się doczekać kolejnej ^^

A co Wy sądzicie na temat Epikboxa?
Zamierzacie go zamówić lub już to zrobiliście?
Dajcie znać w komenatrzach!

Do napisania!
~K

10/14/2015

Maybe Someday - recenzja

Maybe Someday - recenzja


Tytuł: Maybe Someday
Autor: Colleen Hoover
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Liczba stron: 440
Wydawnictwo: Otwarte

 On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.
Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.
Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce…
"Maybe Someday" to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem.

Fabuła
Wartka akcja, romans - to było coś, na co liczyłam sięgając po tę książkę. Niestety, dostałam tylko romans. Za dużo romansu. Zero jakiejkolwiek akcji. Przepraszanie co 3 stronę było nudne. Przesłodzone sytuacje, wyidealizowane zachowanie wszystkich bohaterów... Jak można być wdzięcznym za zdradę? To jest tak nienaturalne i nierealistyczne, że czytając to krew mnie zalewała. Muzyka, którą komponowali była tak bezpośrednia dla Ridge'a.. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że za 5 stron Sydney zamykała się w pokoju i zaczynała płakać z tego powodu. A no i PŁACZ. Romans = płacz. Wiadomo. Ale naprawdę? Ile można? Czy można płakać z tak błahych powodów jak ujawnienie skąd nazwa zespołu? Autorka po raz kolejny próbuje nam pokazać, że można, ale nie wychodzi jej to najlepiej.
2/5

Oprawa graficzna
Muszę przyznać, że okładka jest akurat śliczna. Niby nie wiele na niej jest, ale może przez to wydaje się być taka ładna? Delikatny kolor + idealnie komponujący się biały napis wyglądają razem pięknie :) Wielki plus, za oddzielenie oraz zmianę czcionki SMS ^^ Po okładce od razu można zauważyć, że będzie to romans. Czymś nietypowym dla innych książek, był tłumacz piosenek na końcu. Co prawda nie korzystałam z niego, bo na pierwszy rzut oka można było stwierdzić o czym są, ale jeśli ktoś nie radzi sobie z angielskim to na pewno będzie to dużym ułatwieniem :)
5/5

Styl autorki
Twórczość Colleen Hoover czyta się szybko i lekko, ale same pomysły na historie nie wydają mi się być dobre. Odniosłam wrażenie *mały spojler*, że głuchota Ridge'a wydawała się być dla autorki czymś uroczym. Uroczym i słodkim. Są rzeczy na które nie zwracamy uwagi bo nie są ważne, a autorka robi z nich nie wiadomo co. Na szczęście spora ilość dialogów i brak zbędnych opisów uratowały mnie przed skończeniem tej książki w połowie.
3/5

Bohaterowie
Sydney była bardzo, ale to bardzo infantylna. Zdawała sobie sprawę, że robi źle, ale robiła to dalej bo... bo tak. Ridge chciał zgrywać bohatera, troskliwego opiekuna, ale wyglądało to dość żałośnie. Jedyną osobą, do której nie mam zarzutów to Maggie. W 100% się z nią zgadzam. Każda z wykreowanych postaci miała swoją rolę i nie dostała takich cech przypadkiem. Nie potrafiłam się zżyć z bohaterami, nie polubiłam ich. Co więcej, miałam nadzieje, że książka się już skończy i raz na zawsze pozbędę się tych bohaterów.
2/5

Wynik
12/20 Zdecydowanie najgorsza pozycja Colleen Hoover.
Do napisania!
~Martyna

10/11/2015

Oddam ci słońce - recenzja

Oddam ci słońce - recenzja
Okładka książki Oddam ci słońceAutorka: Jandy Nelson
Wydawnictwo: Moondrive, Otwarte
Tytuł oryginału: I will give you the sun
Tłumaczenie: Dominika Cieśla-Szymańska
Liczba stron: 374


JUDE
Czasem nawet najpiękniejszy świat, w którym wschody słońca trwają cały czas, nie może wynagrodzić doznanych krzywd.
Pełna energii buntowniczka zabiegająca o uwagę matki. Samotna i skrycie romantyczna. Podjęła wiele złych decyzji, których skutki musi ponieść.
Kiedyś brat bliźniak był jej najlepszym przyjacielem...

NOAH
Czasem pragniesz czegoś tak bardzo, że jesteś gotów oddać za to cały świat. Nawet słońce.
Noah jest nieśmiały i delikatny. Skonfliktowany z ojcem, silnie związany z matką. Zakochany w sztuce. Marzy o tym, żeby zostać artystą. Jednak staje się kimś, kim nigdy nie chciał być. 
Kiedyś on i Jude, jego siostra bliźniaczka, byli nierozłączni…


Fabuła
Zadaniem książki jest wywrzeć w nas emocje. Sprawić, że poczujemy się jak bohaterowie i będziemy czuć to samo. ,,Oddam ci słońce" idealnie spełniło to zadanie. Przy niej śmiałam się i płakałam jednocześnie. Przeżywałam załamania i odkrywałam szczęście. ,,Oddam ci słońce" to lektura nietuzinkowa. Nie taka jak tysiąc innych książek na półce. Zapewniam Was, że gdy już po nią sięgniecie nie zapomnicie o niej szybko. Autorka idealnie przeplata radość ze smutkiem wiedząc, że jedno bez drugiego nie ma prawa istnieć. W tle wplata niesamowite wątki miłosne. Nie idealne. Życiowe i prawdziwe. Bo cała książka właśnie taka jest. Życiowa, prawdziwa i...niesamowita.
5/5

Bohaterowie
Jude. Przesądna buntowniczka męcząca się z poczuciem winy. Silna i niezależna nastolatka, którą można kochać albo nienawidzić. Ja ją pokochałam.
Noah. Wrażliwy chłopak o artystycznej duszy (nie)radzący sobie z niezrozumieniem i odrzuceniem.
Oboje z pozoru tacy sami a w głębi tak różni.
Każda postać wykreowana przez Jandy Nelson jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Odgrywa ważną role w historii i bez chociaż jednej z nich nie byłaby ona taka sama. I co najważniejsze. Z każdą z nich bardzo się zżyłam i nie mogłam się z nimi rozstać.
5/5

Styl Autorki
Jandy Nelson piszę lekkim i przystępnym językiem, ale jednocześnie bardzo poetyckim i plastycznym. Czytając ,,Oddam ci słońce" przeskakujemy w czasie od 13 letniego Noaha do 16 letniej Jude. Dzięki temu możemy poznać oba punkty widzenia. To wszystko sprawia, że ,,Oddam ci słońce" czyta się błyskawicznie, co w tym przypadku nie jest wielkim plusem, bo bardzo, ale to bardzo trudno się rozstać z tą historią i chciałoby się by trwała wiecznie.
5/5

Oprawa graficzna
Na pierwszy rzut oka okładka nie zachwyca. O wiele bardziej podobała mi się oryginalna wersja, ale za każdym razem gdy na nią patrzę staje się coraz piękniejsza. Doceniam tez jej przekaz i to, że od razu wiemy o czym jest książka. Polska okładka bardzo dobrze oddaje także klimat powieści :)
5/5

Wynik
20/20
,,Oddam ci słońce" opowiada o przyjaźni, miłości, rodzinie i radzeniu sobie z problemami.
Opowiada o szczęściu.
Z całego serca polecam!

Do napisania!
~K

10/03/2015

Zakładka: Okładki polskie a oryginalne

Zaadka: Okładki polskie a oryginalne


Postanowiłyśmy zacząć nową serię postów, w których będziemy poruszać najróżniejsze tematy o książkach i nie tylko ;) Dziś bierzemy na tapetę polskie okładki w zestawieniu z tymi oryginalnymi!

"Nie oceniaj książki po okładce" - chyba każdy z nas zna to powiedzenie. Jednak czy jest ono w 100% prawdą? Osobiście uważamy, że nie.

Przechodząc obok półek z książkami zawsze w oko wpadnie nam ta, która błyszczy i ma ciekawy motyw. A przynajmniej tak jest zazwyczaj i nie ma się co temu dziwić. Okładka to część reprezentacyjna książki - powinna przykuć naszą uwagę i zachęcić nas do czytania.  Teraz mamy mnóstwo możliwości żeby stworzyć ładną okładkę. Jeśli tylko się chce, można wydać książkę z ciekawą  oprawą graficzną. Można iść również "na łatwiznę" i zrobić zwykłą, jednobarwną okładkę. Nie powinniśmy być zdziwieni, że książka trafi gdzieś w kąt półki sklepowej i nikt jej nie dostrzeże. Często bywa na odwrót - wydawnictwo stara się włożyć jak największą liczbę elementów, myśląc, że to przykuje naszą uwagę.
Oczywiście ciekawa okładka nie zawsze oznacza ciekawą książkę.
Ile razy zdarzyło się nam wyczekiwać polskiego wydania wychwalanej za granicą książki, a gdy zobaczyliśmy polskie wydanie załamaliśmy się psychicznie? No właśnie. Zmiany oryginalnych okładek są ryzykownym posunięciem wydawnictw. Często polskie wydania są straszne, jakby posklejano przypadkowe zdjęcia w paincie, ale czasami też zmiana oprawy graficznej wychodzi książce na dobre ;)



Zagraniczna okładka "Pułapki uczuć" idealnie zalicza się do tych, które trafią gdzieś w kąt półki sklepowej i nikt ich nie dostrzeże. Gdybym nie czytała tej książki, po oprawie mogłabym pomyśleć, że jest to powieść lat 90'tych - jeden stołek oraz stara kurtyna bardzo dobrze oddałyby ten klimat :)
Sama czcionka oraz czarna ramka na której widnieje napis "slammed" oszpeca jeszcze bardziej, powodując, że kompletnie nie podoba mi się okładka.
Polskie wydanie również nie jest zachwycające. Ale o tym jest więcej tutaj:
RECENZJA




Tutaj oby dwie okładki bardzo mi się podobają, ale gdybym miała wybierać, wybrałabym okładkę z lewej strony. Jest w niej coś intrygującego, ta dziewczyna z "dwiema twarzami" idealnie oddaje klimat książki, Może w okładce jest dużo elementów, ale zostały tak dobrze porozmieszczane, że wszystko się ze sobą świetnie komponuje. Okładka z prawej strony również jest bardzo ładna. Skromniejsza od polskiej, ale nie traci przez to swojego uroku. Jedyne co mi się nie podoba to przechylony napis i czcionka :)
RECENZJA



Tutaj jest bardzo podobnie jak w "Pułapce uczuć" Oryginalna wersja jest monotonna, nie ma na niej nic ciekawego. Wygląda jakby ktoś zapomniał dodać kilku elementów. Motyl wygląda jak wzięty pierwszy, lepszy z grafiki. Czarna ramka, czcionka, i mnóstwo pustego tła nie przemawiają do mnie. Polskie wydanie jest chaotyczne, ale wygląda o wiele lepiej niż oryginalna okładka.
RECENZJA


Chyba każdy się ze mną zgodzi, że w tym przypadku polskie wydanie wychodzi bardzo słabo...
O wiele bardziej podoba mi się okładka oryginalna. Jest w niej więcej kolorów, bardziej przykuwa wzrok, jest bardziej dopracowana i estetyczna. Ma też o wiele ładniejszą czcionkę. Polska okładka jest po prostu...nudna. Nie ma na niej wielu elementów. Jest aż za minimalistyczna. Plusem jest tylko piękna sukienka i czerwień w środku ;)
RECENZJA



To był dla mnie szok. Tak bardzo nastawiłam się na przecudne zagraniczne wydanie, a dostałam...to.
W zagranicznym wydaniu podoba mi się właśnie minimalizm.Piękne kolory i świetna czcionka. No i okładka po lewej ma o wiele za dużo tekstu, który przytłacza. Ale nasza okładka nie jest tragiczna! Są też plusy! Na przykład to, że patrząc na nią od razu wiemy o czym mniej więcej jest książka. Czego o wydaniu zagranicznym nie można powiedzieć. I za każdym razem gdy na nią patrzę wydaje mi się coraz ładniejsza ;)
(recenzja wkrótce)



Dajcie znać w komentarzach czy podobają Wam się nowy cykl i jakie tematy możemy w nim jeszcze poruszyć!

Do napisania!
~K&M

PS. Zapraszamy na Fanpage :)